Przeklinam matkę naturę za te upały, która naprawdę
okropnie źle znoszę. Na tyle gorączka daje mi się we znaki, że
o tyle nie potrafię funkcjonować normalnie. Przez ostatnie noce żyję niczym
wampir. Nocą spać nie mogę, ale i w dzień też nie. Co w efekcie mój mózg swym
zmęczeniem daje osobie znać. Bo napis„11th September” odczytałam jako 11
sierpnia, a nie jako 11 września. Byłam rozczarowana tym faktem, bo okazało się
że muszę czekać jeszcze miesiąc czasu na wydanie nowego albumu zespołu Leaves’
Eyes. Niestety to są uroki lata, która negatywnie oddziałują na żywe organizmy,
zwłaszcza kiedy temperatura przekracza 30°.
Lato ma jednak drugą stronę medalu i to tą pozytywną. Mam na myśli
wszelakiego rodzaju rozrywki organizowane na czas wakacji (a także i tuż przed )
jakimi są koncerty, festiwale czy tematyczne targi. Zatem w tym letnim okresie jest szczególny
dzień, dokładnie w tym roku to 31 lipca. Bo owego dnia odbył się „Festiwal
Słowian i Wikingów” jak co roku zresztą na początku sierpnia. Niby największy
festiwal na świecie. A jednak sąsiadka Ela z naprzeciwka nie ma żadnego pojęcia
o owym festiwalu, ani stara koleżanka z ławki z czasów szkolnych. Popularny
jest, ale tylko dla tych, którzy siedzą w temacie, dość głęboko.
żrodło F |
Pierwszy festiwal odbył się 2 lipca 1993 roku. Jego organizatorami jak
i zarówno sponsorami byli „wikingowie” z Danii pod pieczą zmarłego już prof. Geoffrey’a Bibby. Pomysł na stworzenie tak specyficznego
festiwalu zaczerpnięto z islandzkiej Sagi o Jomswikingach (pochodzącej z XIII
w.), która opisuje dzieje bractwa Jomswikingów. Owe bractwo zamieszkiwało w X
w. w w warowym grodzie Jomsborgu na wyspie Wolin. Podobno jego założycielem był
Duński król zwany Harald Sinozęby
(prawdopodobnie jego przydomek wywodzi od zgniłego zęba, który został uszkodzony
podczas jednej z potyczek).
W
tym roku odbył XXI Festiwal Słowian i Wikingów pt. „Piękne i Waleczne” . Jego
popularność mówi sama za siebie, bo na te trzy dni zjeżdżają się ludzi z całego
świata. Głównie ze Skandynawii, Anglii, Niemiec, Francji, Czech i Słowacji itd.
To był dla mnie długo wyczekiwany dzień, w którym miałam
okazje po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy Festiwal Słowian i Wikingów.
Pierwsze co przychodzi na myśl gdy przekroczy się próg bramy, że jest to żywa
lekcja historii. Na początku zdziwił mnie fakt, że owi organizatorzy zamiast
być w wiosce i zabawiać klientów to sobie chadzają po ulicy. „To co? Nie ma tam
żadnego „wikinga” czy „Słowianina”, który oprowadzi wycieczkę po swojej wiosce?”.
A nie! Okazało się, że owi, „uczestnicy”, których widziałam na ulicy to byli
zwyczajni ludzie. Po prostu poprzebierali się w stroje na miarę tamtych czasów.
Nieźle się dałam nabrać.
Zawartość festiwalu jest równie bogata jak i
tłumna. Bo poruszać się po nim jest ciężko, a w efekcie i męcząca zwłaszcza
przy upale. Za co cała reszta…. eh chyba nie znajdę tu odpowiedniego epitetu. Było
tam dużo interesujących atrakcji. Dla dorosłych, jaki i dla dzieci. Odbywają
się tam pokazy sił słowiańskich i wikińskich okrętów czyli długie łodzie Wikingów
vs. Krótkie łodzie Słowian. Niestety nie miałam okazji obserwować tego z
wioski, tylko po drugiej stronie jeziora, aby się posilić (na terenie festiwalu
były zbyt długie kolejki). O ile dobrze się przyglądałam to wyścig wygrali
wikingowie. Miałam okazje zobaczyć
również grę sportową, jeżeli dobrze wywnioskowałam z obserwacji. Owa
przypominała mi hokeja ziemnego. Mieli długie kije i jakąś piłke/kule czy jak
to się tam nazywa. Wolałam jednak obserwować obok potyczkę małych wojowników,
którzy „tłukli” się o swoją koleżankę. Tak mi się wydaje. Były zorganizowane
też potyczki dla dorosłych, ale również dla małych wojowników. Bez turnieju
łuczniczego też się nie obyło. Było również wspólne recytowanie fragmentów Eddy
poetyckiej. Spore grono ludzi chętnie przysiadło sobie na ziemi, aby posłuchać
sobie średniowiecznej muzyki m.in. wykonywanej przez szwedzki zespół zwany „Birka”.
Mam nadzieje, że kiedyś zagości zespół prosto z Norwegii a dokładnie z
miejscowości Bergen pod nazwą „Wardruna” (o nich jeszcze kiedyś napiszę).
żrodło F |
Jednak największe tłumy zbierało
najpopularniejsze wydarzenie w całej wiosce to „Bitwa Słowian i Wikingów” ,
która odbywała się codziennie na czas festiwalu o godzinie 16:00. Walczyli
mieczem, włócznią oraz toporem, osłaniając się tarczami. Oczywiście zadbali o
bezpieczeństwo, ponieważ wypadki się zdarzają. Dlatego w gotowości stał tam
ambulans oraz kilku ratowników.
Niestety, ale niektórych tam na polu bitwy ponosiła energia i w ostateczności
rozdzielali ich i ostrzegali panowie z długimi kijami, którzy jakby trzymali
piecze nad bitwą. Aby wszystko mieć pod kontrolą. System zawiódł, bo komuś ( chyba nie jednemu) stało się lekkie kuku. I nie dziwie
się. Bo garstka ludzi, która to kontroluje nie jest w stanie zapanować nad
400-stoma osobnikami jednocześnie, których ponosi i przekraczają granice.
Bardzo zdumiewał mnie fakt podczas bitwy, która wydarzył się 1 sierpnia. Tego
dnia większość wojowników założyła opaski powstańcze. A o godzinie 17:00
nastała minuta ciszy, oraz rozbrzmiewał sygnał alarmowy z ambulansu. Niektórzy
zapalili race. Jak widać nie tylko w Warszawie obchodzi się Narodowy Dzień Pamięci
Powstania Warszawskiego.
Festiwal nie tylko zapewnia turystom rozrywkę organizując
wyżej wymienione zabawy, ale również usługi konsumpcyjne. To znaczy, że kupić tam można wszelkiego
rodzaju piękne stroje. Kolorowe lub nie. Te pierwsze są droższe od tych
drugich. Broń też kupić można, głównie miecze, topory oraz łuki ze strzałami. Ręcznie
kute, dokładnie jak kiedyś to robili nasi przodkowie. I garnki też nabyć można.
Jednak największe zainteresowanie miała biżuteria zwykle z brązu lub srebra. Ręczna robota, a niemalże idealnie odwzorowana na miarę
tamtego okresu. Po prostu kopia oryginałów i zapewne wiernie odwzorowana. Nie
ma co, bo ludzie którzy zajmują się owym rzemiosłem nie kończyli żadnych szkół
czy kursów gdzie można nauczyć się technik tworzenia tak pięknych rzeczy, tylko
są samoukami. Co tym bardziej zasługują na brawa.
Szkoda, że tyle tłumów co przy
stoiska z biżuterią nie było równie tyle co przy stoisku z książkami. Uważam,
że było tam całkiem sporo egzemplarzy. Niestety nie starczyło mi kasy. Bo
wcześniej wydałam na dwa zawieszki. Jeden to młot Thora, druga to zawieszka w kształcie
runy Algiz. Kupiłam też szal z kaszmiru. Ale myślę, że nie jeden i nie ostatni
raz odwiedzę Wolin, a to za sprawą uroku i klimatu tegoż festiwalu. Nie
pozostaje mi nic innego jak tylko polecić wam, abyście w przyszłym roku
odwiedzili wyspę na samym północnym-zachodzie.
żródło https://www.facebook.com/pages/Centrum-S%C5%82owian-i-Wiking%C3%B3w-Wolin-Jomsborg-Vineta/245778572122704 |
A
tutaj przedstawiam wam owe pamiątki, których wspomniałam wyżej. Młot Thora
zwany inaczej Mjonlir
noszony przez Wikingów w postraci amuletu, mającego charakter ochronny, oraz
pełniącą tą samą rolę Runa Algiz.
Tutaj macie link strony jednego z artystów rzemieślników, który sprzedaję takie cuda przez internet.
PS.:Z góry przepraszam, że nie użyłam swoich zdjęć, ale już je umieściłam na innym koncie gdzie widnieje moje prawdziwe imię i na nazwisko. A chce aby blog pozostał jak na razie anonimowy.