m

profilki
profilki
profilki
profilki

niedziela, 1 listopada 2015

Samhain, czyli prawdziwe korzenie halloween


Halloween, jedno z najbardziej popularnych wydarzeń na całym świecie. Ma swoich zwolenników przede wszystkim u dzieci i młodzieży, bo to nic innego jak niesamowita zabawa. Ale znajdą się też dorośli, którzy równie jak młodzi traktują to jako świetną rozrywkę, tylko tych odbiorców jest znacznie mniej. Niestety święto to ma również przeciwników, głównie nim są chrześcijanie a co za tym idzie kościół katolicki, który określa ten zwyczaj jako satanistyczny. I głosi, że obchody tego święta to ciężki grzech. Co jest krzywdzące moim zdaniem, bo z szatanem nie ma absolutnie nic wspólnego. Ośmielę się stwierdzić, że pewnie niektórzy z was sądzą, że kościół katolicki nie lubi halloween, ponieważ kłuci się ze świętem, który jest następnego dnia czyli Wszystkich Świętych. Dzień w którym wszyscy tak naprawdę powinni zachować spokój i ciszę, aby skupić się na zmarłych już im bliskich osób. Czyli dać się ogarnąć smutkowi, a to nie idzie w parzę zabawą, która odbyła się dzień przed. Kościół nie tylko twierdzi, że owe halloween nie tylko zbliża nas do szatana, ale też sprawia, że zapominamy o naszych zmarłych. Ja myślę, że prawda jest trochę inna.

Wszyscy halloween kojarzą wyciętymi dyniami, ze słodyczami  i chodzeniem po domach czyli słynne  „cukierek albo psikus” , oglądaniem horrorów ze znajomymi w domu albo w kinie,  no i przede wszystkim z przerażającymi strojami rodem z horrorów. Bo mniej więcej to właśnie widzę kiedy tego dnia przechadzam się po ulicy. Ludzi przebranych za postacie znane z horrorów jak np. Freddy Krueger, Michael Myers, Samara, czy za postacie bardziej ogólne jak wampiry, wilkołaki, wiedźmy, duchy itp. Itd. Ewentualnie są jeszcze tacy co sami coś wykreują pozostaną oryginalni albo ograniczają swoje pomysły do poplamionego ubrania sztuczną krwią i chodzenie z sztuczną piłą mechaniczną, czy noże wbitym w głowie i to tyle.
Jeśli bym zapytała ludzi skąd pochodzi to słynne święto Halloween. W odpowiedzi usłyszałabym „ ty głupia, to oczywiste, że z Ameryki”. Niestety nic bardziej mylnego. Pewnie was to zaboli albo nie, ale wcale nie z USA tylko znacznie nam bliższego kraju – Irlandii. Z Ameryki do nas przywędrowała i to wersja  skomercjalizowane. Nie mające za wiele wspólnego z oryginałem.
Do Stanów Zjednoczonych Halloween przywędrowało w latach 40 XIX wieku za sprawą imigrantów z Irlandii, co spowodowało wzrost zainteresowania mitologią, obrzędowością przedchrześcijańską i ogólnie – światem pozaziemskim. Nazywano je „Celtyckim Nowym Rokiem” i przypinano mroczne celtyckie legendy i zyskało rzeszę fanów.

       Nazwa Halloween pochodzi od wyrażenia „All Hallows’ Eve”, co oznacza Wigilię Wszystkich Świętych, kiedy to ludzie modlili się za zmarłych przed dniem Wszystkich Świętych 1 listopada.
                Pierwotna nazwa tego święta brzmi Samhain zwane też czasem wigilią Samhain. Jest to święto typowo pogańskie, a dokładnie obrzęd. Samhain było najważniejszym celtyckim świętem związanym z zakończeniem żniw i roku. Obchodzone wedle kalendarza celtyckiego w nocy z 31 października na 1 listopada. I podobnie jak Słowianie czcili duchy przodków.
Nazwa Samhain pochodzi z języka staro celtyckiego gaelickie Samhainn lub Samhuinn, a w innej formie – Sauin – oznacza po prostu listopad. Inne określenia, z którymi możemy się spotkać w literaturze, oznaczają „Noc Samhain” (noc 31 października) lub święto 1 listopada, kiedy to ogłaszano „koniec lata”.Nieuchronnie natura zatacza krąg. Lato w końcu się kończy, ziemia powoli zaczyna obumierać. Ciepło, które porażało radością słabnie. Nadejście mroku jest nieuniknione. Natura traci swą życiodajną moc. Cykl życia wypełni się wraz z nastaniem Samhain. Tak właśnie Celtowie widzieli kolejne pory roku.
Święto Samhain było jednym z najważniejszych wydarzeń wyznaczających cykl pór roku obok obok Beltaine (święta przesilenia letniego), Imbolc (lub Imbolg – święto początku wiosny) i Lughnasadh (lub Lunasa – święto rozpoczęcia zbiorów letnich).
Często wspomniany w literaturze i mitach irlandzkich. Wiele lat temu był to czas (niekoniecznie 31 października), kiedy do natury wkracza zima. Wigilia Smahain jednoczyła w sobie różne kulty i obrządki. Wyobraźnia podsuwała Celtom historie o istotach zza światów, które rozpoczynały swoje ciche życie, kiedy ludzie zamykali się w ciepłych domach. W święto Samhain, podobnie jak w Beltaine, zapalano ogniska w które rzucano kości i zwierzęce resztki. Wierzono, że przejście pomiędzy dwoma płonącymi stosami kości oczyszcza i ochroni przed „atakami” z świata nierealnego. Celtowie wierzyli, że w Beltaine i Samhain otwierają się drzwi do świata nieziemskiego zwanego „Sidhe” (o którym mowa m.in. w irlandzkim eposie „The Boyhood Deeds of Fion” – jedno z najważniejszych źródeł irlandzkiej mitologii).
Podobnie, jak podczas słowiańskich Dziadów, ustawiano więc stoły z jedzeniem dla zmarłych, duchów i innych istot pozaziemskich.
Z tej okazji ludzie gasili ognie w domostwie, zimny dom oznaczał niegościnność co miało oznaczać dla ducha, że nie jest zaproszony do domu,  a wszystko po to aby się nimi nie interesowały. Dla dodatkowego podstępu wystawiali jedzenie na zewnątrz, by duchy nie czuły się zainteresowane błądzeniem po zaciemnionej okolicy.
Tego dnia nie strojono od alkoholu, epizody pijaństwa były wręcz połączone z tym świętem. Chyba w każdym pogańskim świecie jest dużo alkoholu.
Ludzie mieli więc swoje sposoby na odstraszenie duchów i uchronienie się przed ich mocą. Celtowie zbierali się w liczne grupy, nikt nie mógł być samotny, bo wtedy byłby narażony na atak złych duchów! Dobre duchy jednak nie miały złych zamiarów i te zapraszano do stołu, na uroczystą kolację. W te dni składano także ofiary ze zwierząt by bóstwa były łaskawe w czasie nadchodzącej zimy. Czy wśród ofiar byli także ludzie? Badacze podejrzewają, ze tak. Palono również ogniska, które, miały tworzyć drogę i w ten sposób pomóc duszom wyjść z miejsc zamieszkałych przez ludzi.

W czasie obchodu tego święta miano ofiarowywać bóstwu o imieniu Cromm Cruaich wszystko co jest pierworodne.
Dom wodza miał być podpalany, a on sam – symbolicznie zabijany, po to, aby o świcie pierwszego dnia nowego roku mógł odrodzić się na nowo.
Celtyccy druidzi (nosili czarne stroje oraz duże maski z rzepy, brukwi, ponacinane na podobieństwo demonów) wierzyli, że w dzień Samhain zaciera się granica między zaświatem a światem ludzi żyjących. Duchom dobrym jak i złym łatwiej wtedy było się przedostać do świata żywych.
„Duchy przodków czczono i zapraszano do domów, złe duchy zaś odstraszano. Sądzi się, iż właśnie z potrzeby odstraszania złych duchów wywodzi się zwyczaj przebierania się w ów dzień w dziwaczne stroje i zakładania masek.
Palono też w tym czasie ogniska i palono latarnie, które miały wskazywać drogę dobrym duchom, zaś złym – służyć za coś odstraszającego. Paląc chciano dodawać słońcu sił do walki z ciemnością i chłodem. Wokół ognisk odbywały tańce śmierci. To chyba stąd te palące się dynie zwana inaczej Jack-o’-lantern, pierwotnie jednak nie drążono jej Zdyni tylko z brukwi, ziemniaki, buraki oraz rzodkiew. Dla irlandzkich chłopów latarnia Jack-o’-lantern oznaczała błędne ogniki uważane za dusze zmarłych.


„W I poł. IX w. pod wpływem chrześcijaństwa zwyczaj Sanhaim zaczął zanikać, gdy uroczystość Wszystkich Świętych została przeniesiona z maja na 1 listopada. Kościoły chrześcijańskie przeciwstawiły się obchodzeniu Halloween wprowadzając Dzień Zaduszny. Święto w 998 roku wprowadził św. Odylon, francuski benedyktyn i przełożony opactwa w Cluny. W XIV wieku wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych zostało wprowadzone do liturgii rzymskiej i upowszechnione w całym Kościele. – Tak chrześcijanie mają ten zwyczaj zabierania wszystkiego co nie swoje i przypisaniu sobie jako, że to ich.
Jako jedne z ważniejszych świąt roku, Samhain obchodzą wyznawcy neopogańskiego Wicca. Słowiańskim odpowiednikiem tego święta są Dziady, który w bardzo podobny sposób obchodzili to święto. Nie wiem jak wy, ale uważam, że tradycyjny zwyczaj spędzania tego dnia jest znacznie bardziej klimatyczny niż jego przerobiona i skomercjalizowana wersja. Myślę, że w przyszłym roku postaram się go spędzić w bardziej pogańskim stylu, wykluczając oczywiście krzywdzenie biednych zwierzątek. Ciekawe jak dzisiaj wyglądałyby nasze "Dziady", gdyby Mieszko I nie wyrzekłby się naszej pierwotnej religii z powodu narastającego zagrożenia ze strony Ottona. Swoją drogą czasami nie mogę pojąć dlaczego Europa, niegdyś całkowicie pogańska dała się tak łatwo schrystianizować. Tak wiem, że historia to jakoś tłumaczy, ale jednak jest to dla mnie rzecz irytująca. Nie powiem ubolewam nad tym. A czasami wnerwia mnie jak słyszę typowe patriotyczne śpiewki, że katolicyzm to nasza pierwotna religia. Nóż w kieszeni mi się otwiera jak to słyszę. 




To światło...
To życie...
Ta siła...
To żniwo...
Wdzięczność.

W świetle czterech księżyców
Rogaty uda się na spoczynek...




środa, 12 sierpnia 2015

Drakkarem na Wolin



Przeklinam matkę naturę za te upały, która naprawdę okropnie źle znoszę. Na tyle gorączka daje mi się we znaki, że o tyle nie potrafię funkcjonować normalnie. Przez ostatnie noce żyję niczym wampir. Nocą spać nie mogę, ale i w dzień też nie. Co w efekcie mój mózg swym zmęczeniem daje osobie znać. Bo napis„11th September” odczytałam jako 11 sierpnia, a nie jako 11 września. Byłam rozczarowana tym faktem, bo okazało się że muszę czekać jeszcze miesiąc czasu na wydanie nowego albumu zespołu Leaves’ Eyes. Niestety to są uroki lata, która negatywnie oddziałują na żywe organizmy, zwłaszcza kiedy temperatura przekracza 30°.
Lato ma jednak drugą stronę medalu i to tą pozytywną. Mam na myśli wszelakiego rodzaju rozrywki organizowane na czas wakacji (a także i tuż przed ) jakimi są koncerty, festiwale czy tematyczne targi.  Zatem w tym letnim okresie jest szczególny dzień, dokładnie w tym roku to 31 lipca. Bo owego dnia odbył się „Festiwal Słowian i Wikingów” jak co roku zresztą na początku sierpnia. Niby największy festiwal na świecie. A jednak sąsiadka Ela z naprzeciwka nie ma żadnego pojęcia o owym festiwalu, ani stara koleżanka z ławki z czasów szkolnych. Popularny jest, ale tylko dla tych, którzy siedzą w temacie, dość głęboko.

żrodło F

Pierwszy festiwal odbył się 2 lipca 1993 roku. Jego organizatorami jak i zarówno sponsorami byli „wikingowie” z Danii pod pieczą zmarłego już prof. Geoffrey’a Bibby. Pomysł na stworzenie tak specyficznego festiwalu zaczerpnięto z islandzkiej Sagi o Jomswikingach (pochodzącej z XIII w.), która opisuje dzieje bractwa Jomswikingów. Owe bractwo zamieszkiwało w X w. w w warowym grodzie Jomsborgu na wyspie Wolin. Podobno jego założycielem był Duński król zwany  Harald Sinozęby (prawdopodobnie jego przydomek wywodzi od zgniłego zęba, który został uszkodzony podczas jednej z potyczek).
W tym roku odbył XXI Festiwal Słowian i Wikingów pt. „Piękne i Waleczne” . Jego popularność mówi sama za siebie, bo na te trzy dni zjeżdżają się ludzi z całego świata. Głównie ze Skandynawii, Anglii, Niemiec, Francji, Czech i Słowacji itd. To był dla mnie długo wyczekiwany dzień, w którym miałam okazje po raz pierwszy zobaczyć na własne oczy Festiwal Słowian i Wikingów. Pierwsze co przychodzi na myśl gdy przekroczy się próg bramy, że jest to żywa lekcja historii. Na początku zdziwił mnie fakt, że owi organizatorzy zamiast być w wiosce i zabawiać klientów to sobie chadzają po ulicy. „To co? Nie ma tam żadnego „wikinga” czy „Słowianina”, który oprowadzi wycieczkę po swojej wiosce?”. A nie! Okazało się, że owi, „uczestnicy”, których widziałam na ulicy to byli zwyczajni ludzie. Po prostu poprzebierali się w stroje na miarę tamtych czasów. Nieźle się dałam nabrać.




Zawartość festiwalu jest równie bogata jak i tłumna. Bo poruszać się po nim jest ciężko, a w efekcie i męcząca zwłaszcza przy upale. Za co cała reszta…. eh chyba nie znajdę tu odpowiedniego epitetu. Było tam dużo interesujących atrakcji. Dla dorosłych, jaki i dla dzieci. Odbywają się tam pokazy sił słowiańskich i wikińskich okrętów czyli długie łodzie Wikingów vs. Krótkie łodzie Słowian. Niestety nie miałam okazji obserwować tego z wioski, tylko po drugiej stronie jeziora, aby się posilić (na terenie festiwalu były zbyt długie kolejki). O ile dobrze się przyglądałam to wyścig wygrali wikingowie.  Miałam okazje zobaczyć również grę sportową, jeżeli dobrze wywnioskowałam z obserwacji. Owa przypominała mi hokeja ziemnego. Mieli długie kije i jakąś piłke/kule czy jak to się tam nazywa. Wolałam jednak obserwować obok potyczkę małych wojowników, którzy „tłukli” się o swoją koleżankę. Tak mi się wydaje. Były zorganizowane też potyczki dla dorosłych, ale również dla małych wojowników. Bez turnieju łuczniczego też się nie obyło. Było również wspólne recytowanie fragmentów Eddy poetyckiej. Spore grono ludzi chętnie przysiadło sobie na ziemi, aby posłuchać sobie średniowiecznej muzyki m.in. wykonywanej przez szwedzki zespół zwany „Birka”. Mam nadzieje, że kiedyś zagości zespół prosto z Norwegii a dokładnie z miejscowości Bergen pod nazwą „Wardruna” (o nich jeszcze kiedyś napiszę).  


żrodło F
Jednak największe tłumy zbierało najpopularniejsze wydarzenie w całej wiosce to „Bitwa Słowian i Wikingów” , która odbywała się codziennie na czas festiwalu o godzinie 16:00. Walczyli mieczem, włócznią oraz toporem, osłaniając się tarczami. Oczywiście zadbali o bezpieczeństwo, ponieważ wypadki się zdarzają. Dlatego w gotowości stał tam ambulans oraz kilku ratowników.  Niestety, ale niektórych tam na polu bitwy ponosiła energia i w ostateczności rozdzielali ich i ostrzegali panowie z długimi kijami, którzy jakby trzymali piecze nad bitwą. Aby wszystko mieć pod kontrolą. System zawiódł, bo komuś ( chyba nie jednemu) stało się lekkie kuku. I nie dziwie się. Bo garstka ludzi, która to kontroluje nie jest w stanie zapanować nad 400-stoma osobnikami jednocześnie, których ponosi i przekraczają granice. Bardzo zdumiewał mnie fakt podczas bitwy, która wydarzył się 1 sierpnia. Tego dnia większość wojowników założyła opaski powstańcze. A o godzinie 17:00 nastała minuta ciszy, oraz rozbrzmiewał sygnał alarmowy z ambulansu. Niektórzy zapalili race. Jak widać nie tylko w Warszawie obchodzi się Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego.


Festiwal nie tylko zapewnia turystom rozrywkę organizując wyżej wymienione zabawy, ale również usługi konsumpcyjne.  To znaczy, że kupić tam można wszelkiego rodzaju piękne stroje. Kolorowe lub nie. Te pierwsze są droższe od tych drugich. Broń też kupić można, głównie miecze, topory oraz łuki ze strzałami. Ręcznie kute, dokładnie jak kiedyś to robili nasi przodkowie. I garnki też nabyć można. Jednak największe zainteresowanie miała biżuteria zwykle z brązu lub srebra. Ręczna robota, a niemalże idealnie odwzorowana na miarę tamtego okresu. Po prostu kopia oryginałów i zapewne wiernie odwzorowana. Nie ma co, bo ludzie którzy zajmują się owym rzemiosłem nie kończyli żadnych szkół czy kursów gdzie można nauczyć się technik tworzenia tak pięknych rzeczy, tylko są samoukami. Co tym bardziej zasługują na brawa. 
Szkoda, że tyle tłumów co przy stoiska z biżuterią nie było równie tyle co przy stoisku z książkami. Uważam, że było tam całkiem sporo egzemplarzy. Niestety nie starczyło mi kasy. Bo wcześniej wydałam na dwa zawieszki. Jeden to młot Thora, druga to zawieszka w kształcie runy Algiz. Kupiłam też szal z kaszmiru. Ale myślę, że nie jeden i nie ostatni raz odwiedzę Wolin, a to za sprawą uroku i klimatu tegoż festiwalu. Nie pozostaje mi nic innego jak tylko polecić wam, abyście w przyszłym roku odwiedzili wyspę na samym północnym-zachodzie. 

żródło https://www.facebook.com/pages/Centrum-S%C5%82owian-i-Wiking%C3%B3w-Wolin-Jomsborg-Vineta/245778572122704


A tutaj przedstawiam wam owe pamiątki, których wspomniałam wyżej. Młot Thora zwany inaczej Mjonlir noszony przez Wikingów w postraci amuletu, mającego charakter ochronny, oraz pełniącą tą samą rolę Runa Algiz. 






Tutaj macie link strony jednego z artystów rzemieślników, który sprzedaję takie cuda przez internet. 

PS.:Z góry przepraszam, że nie użyłam swoich zdjęć, ale już je umieściłam na innym koncie gdzie widnieje moje prawdziwe imię i na nazwisko. A chce aby blog pozostał jak na razie anonimowy. 






czwartek, 6 sierpnia 2015

Nowy rozdział

    

   Życie jest jak książka trzeba zamknąć jeden rozdział aby zacząć nowy. I tak właśnie jest ze mną. Zakończyłam liceum, zdałam dyplom w liceum plastycznym oraz zdałam maturę. I mam zawód grafika w kieszeni. A przede mną studia i jeśli wszystko pójdzie dobrze do będę studiować Konserwatorstwo dzieł sztuki. Jednak zanim to nastąpi musi minąć rok. Bo właśnie tyle zamierzam odpocząć, a przez ten czas zarobić na te studia, ponieważ obecnie mnie na nie praktycznie nie stać. A w między czasie spokojnie popracuję nad teczką do egzaminu. Zwłaszcza że jest to 20 prac, a najlepiej gdyby to były prace 100x70 cm. Dlatego też postanowiłam zapisać się zajęcia przygotowawcze na egzamin z rysunku i malarstwa. Nie ma co, ale nad kreską powinnam popracować, tym bardziej, że w przyszłości mam pracować nad dziełami sztuki :) Przyznam szczerze, że długo musiałam walczyć o wolność podejmowania decyzji w kwestii wyboru studiów. Mojej matce nie cholernie nie pasowało, że wole zająć się zupełnie czymś innym niż grafika komputerowa, zaś mnie cholernie nie odpowiadało uczenie się mniej więcej tego samego co w liceum. Pół roku próbowałam na spokojnie przekonać swoją matką, że to moje życie i mój wybór., aż w końcu nerwy mi puściły i wybuchłam. Potłukłam metce słoiki na konfiturę i wygarnęłam jej co myślę o układaniu mi życia jak marionetce. Po za tym spójrzmy prawdzie w oczy - grafik komputerowy czy fotograf to są zawody, przy których nie koniecznie potrzebne są studia. Można nauczyć się tego idąc na roczny kurs lub samodzielnie pomagając sobie podręcznikami albo stronami internetowymi gdzie informacje o programach graficznych są wypełnione po brzegi. Bądźmy szczerzy ilu jest grafików lub fotografików amatorów? Jestem pewna, że jest ich na pęczki. A zawód konserwatora ma kilka plus. Po pierwsze jest ich tak naprawdę mało, ponieważ na roku jest ich od 12 do 20 i tylko. Po drugie nie wielu się na nie decyduje, ze względu na to, że są to dość ciężkie studia. Po trzecie to właśnie z polski pochodzą najlepsi konserwatorzy na świecie. I po czwarte zarabiają dość sporo. W każdym razie tak usłyszałam od swoich nauczycieli w liceum plastycznym. 
   Nim jednak pójdę do pracy to mam zamiar spokojnie spędzić swoje najdłuższe w wakacje. Narazie, że na dworze panuje skwer, przez co wytrzymać nie idzie, to z nudów postanowiłam powrócić do blogowania. Więc skoro o blogu mowa to może sprostuje parę rzeczy. Nazw bloga "waleczna valkryja" - Valkyrja jest to pomniejsza bogini wojowniczka w mitologii nordyckiej, które zwykle były uzbrojone w tarcze i włócznie.
Przezwisko, nick "Lagertha" - nikt mnie ogólnie  tak nie nazywa. Ale kiedyś moja koleżanka z liceum powiedziała, że jestem do niej podobna. Nie z wyglądu tylko raczej ze sposobu bycia. Rzucam mniej więcej takimi groźbami jak ona rzuciła Athelstanowi [spoiler] w trzecim odcinku pierwszego sezonu. A mianowicie zagroziła mu: "Jeśli moim dzieciom stanie się krzywda, wyrwę ci płuca z piersi, klecho!". Tak! Według mojej koleżanki mniej więcej tak przerażającymi groźbami rzucam kiedy ktoś mnie wkurzy no i dochodzi do tego przerażający wzrok. Sprostowań koniec. Do zobaczenia!


O blogu





Jest to blog o zabarwieniu pogańskim, głównie celtycko-skandynawskim.


Piszę o pogaństwie skandynawskim i celtyckim - ich kulturze, obyczajach, zwyczajach i praktycznie co wszystko z nią związane. O rzeczach inspirowanych pogaństwem. 
O samej Skandynawii o której marze już od dawna. O pięknie przyrody, która chwyta mnie za serce. O nowo odkrytych przeze mnie krajobrazach piękna natury i tych warte zobaczenia.
O muzyce, która oczyszcza moją duszę niczym khatarsis i działa na mnie równie mocno co przyroda. O muzyce od folkowych ciężkich brzmień po czysty folk, które polecam wszystkim tym co szukają w muzyce mitologii, pogaństwa i przede wszystkim związku człowieka z naturą. 
Nie zabraknie u mnie recenzji o książkach i filmach wartych polecenia i krytyki. I o tym co mnie intryguje i fascynuje.
Jeśli jesteś zainteresowany to zapraszam i rozgość się proszę z herbatką.


O mnie




Brązowowłosa introwertyczka. Zodiakalna ryba urodzona w 94 roku.
W kulturze Indian byłabym zodiakalnym Wilkiem.



 Siła i niezależność wilka.
Niby jestem spokojna, ale życie mnie nauczyło, że trzeba umieć walczyć o swoje i być nieustępliwym. Ciągle udowadniam swoją niezależność. Rzadko słucham innych i robię to co chcę. Chodzę własnymi ścieżkami. Twardo bronie swoich poglądów i racji. 
Jestem rodzinna i opiekuńcza. Ale mam też skłonności do życia w samotności.

Jestem jak termos, na zewnątrz zimna w środku ciepła.
Jestem nieco aspołeczna i nieufna. Szczera do bólu i czasami niezbyt miła.
W realu nie jestem wylewną osobą tzn. nie opowiadam o swoim życiu nowo poznanej osobie ani nie odnoszę się do niej emocjonalnie. Dlatego wydaję się być chłodną osobą, ale mam też sporo empatii i dobre serce. Najbliższym i tym w potrzebie okazuję wrażliwość i ciepło. 


Nierozerwalny związek z naturą.
Kocham przyrodę i szanuję ją jak najbardziej potrafię. Gdy tylko mogę uciekam do pobliskiego lasu, który mnie uspokaja i wycisza. Uwielbiam błogi zapach lasów. Kocham podróże w górskie krajobrazy i zdobywać szczyty.  To właśnie w górach pokonuję swoje słabości i staję się silniejsza.
Kolor zielony jest moim ulubionym. 


Wizerunek.
Lubię ciężkie brzmienia i muzykę folkową. Od Eluveitie po Wardrunę. Im bardziej kojarzy się z kulturą pogańską i przyrodą tym lepiej. 
Uwielbiam biżuterie wikińską oraz celtycką. Wyrażam się poprzez wszelkiego rodzaju czernie, biele, szarości, zielenie i brązy i w tzw. wrzosowy. 
Choć glanów już nie noszę (właściwie to są zniszczone, podeszwa od nich odchodzi), to jednak trzymam je wciąż w szafie na pamiątkę. Ot takie dziwactwo


Wszechstronne zainteresowania.
Uwielbiam rysować, malować i fotografować.
Interesuje i pasjonuje wszystko co skandynawskie zwłaszcza epoka wikingów, ale równie fascynuje mnie kultura Celtów. Uwielbiam słuchać języka skandynawskiego, dla mnie brzmi on cudownie. 
Podobno mam przodka ze Skandynawii od strony ojca. Póki co nie man na to "naukowych" dowodów.W kwestii literatury uważam, że równie ważna jest fabułą jak i styl pisania. Dlatego pod względem książek jestem wybredna.

Obecnie mam za sobą 4-letnie Liceum Plastyczne i zawód grafika. A zawodowo pragnę zając się fotografią.






!Uwaga!

Jeśli nie masz zamiaru pozostawić po sobie sensownego komentarza to daruj sobie spamy. Zapewniam cie, że go zignoruję lub skasuje.

Szukaj na tym blogu